środa, 23 maja 2007

Arto Lindsay – Mundo Civilizado

Nie pamiętam już jak wpadłem na tego artystę, ale to chyba nikogo jakoś specjalnie nie obchodzi. Nie ma większego znaczenia. Nie wiem czy jest to postać znana, raczej wątpię, natomiast wiem, że na pewno warta chociaż odrobiny uwagi.

Jak podaje Wikipedia Arto jest całkiem utalentowanym artystą, który może się pochwalić wieloma znajomościami i projektami, jakie tworzył wspólnie z innymi artystami. Na szczególną uwagę zasługuje na pewno udział w Longue Lizards, w których to udzielał się nikt inny jak John Lurie (znany z filmów Jarmuscha). Zainteresowani poczytają sobie Wiki, a teraz pora na muzykę.

Arto Lindsay spędził trochę czasu w Brazylii, poznając tamtejszą kulturę i muzykę. To słychać w jego piosenkach no tytuł płyty też mówi za siebie. Najwidoczniejszą cechą tego artysty jest na pewno jego głos. Bardzo delikatny i czuły. Do tego sposób grania na gitarze, który to wprost namawia do lenistwa.

Ta płyta jest delikatna jak jedwab. Nie ma ostrych krawędzi, ani szorstkiej powierzchni. Jakby miała przybrać dowolny kształt to pewnie byłaby to kula. Spokojna do granic przyzwoitości, urzekająca w niektórych miejscach i zdecydowanie relaksująca – czasem aż za bardzo. Mam wrażenie, że w pewnych momentach może znudzić.

Nadaje się dobrze do leżenia na leżaczku w słońcu, w duchocie, kiedy nie chce się absolutnie nic. Jest dobra jako uzupełnienie lenistwa i wszechogarniającego nieróbstwa. Czasem może troszkę nużyć i powodować senność. Leniwa, gładka, odległa.

3/5

Brak komentarzy: